aaa4 |
Wysłany: Czw 16:06, 13 Wrz 2018 Temat postu: |
|
Amos Trask wzruszyl ramionami.
-To prawda, ze to nie szkolka niedzielna i ze czasem dosc swobodnie interpretuja prawo swobodnej zeglugi na otwartych morzach, my jednak wolimy, aby nazywano nas kaprami.
Zagrzmialy rogi i gluchy loskot bebnow. Wojenny krzyk Tsuranich wdarl sie bolesnie w uszy. Znowu nadchodzili. Obroncy czekali spokojnie na murach. Dopiero gdy szeregi wroga sauna wuklaniczna
niewidzialna linie wyznaczajaca zasieg razenia machin wojennych zaniku, na Tsuranich spadl deszcz smierci. Napastnicy szli niestrudzenie do przodu.
Tsurani przekroczyli kolejna niewidzialna granice zasiegu bieznikow. Kolejne dziesiatki przeszyte strzalami padaly na ziemie, lecz nastepni parli niestrudzenie do przodu.
Doszli do murow. Posypal sie na nich grad kamieni. Odpychano drabiny, po ktorych wspinali sie na gore. Smierc zbierala geste zniwo, a oni wciaz szli i szli.
Arutha zarzadzil szybko przegrupowanie oddzialow rezerwowych. Mialy stanac w pogotowiu w miejscach, na ktore przypuszczano najciezszy atak. Poslancy rozbiegli sie po zaniku, niosac jego rozkazy.
Arutha znajdowal sie w samym sercu walki, na szczycie zachodniego muru, odpierajac atak za atakiem, walczac z dziesiatkami zolnierzy wroga wdzierajacymi sie na mury. Nawet w najwiekszym zapamietaniu bitewnym Ksiaze nie tracil spod kontroli tego, co sie dzialo wokol, wydawal rozkazy, sluchal krotkich raportow, uwaznie obserwowal, co sie dzieje na innych odcinkach walki. Katem oka spostrzegl rozbrojonego chwilowo Amosa, ktory jednym ciosem poteznej piesci zwalil z muru nacierajacego Tsuraniego. manicure kabaty
kapitan schylil sie potem najspokojniej w swiecie i podniosl kord, tak jakby wypadl mu zza pasa przypadkowo w czasie przechadzki po murach. Gardan biegal miedzy zolnierzami, dodajac ducha, gdzie trzeba strofujac i popychajac ich do wyczynow przekraczajacych, wydawac sie moglo, ludzkie mozliwosci.
Arutha rzucil sie do pomocy dwom obroncom |
|